Strona:Marya Weryho-Nacia na pensyi.pdf/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zapala. Spalił się przedpokój, krzesło, stół, zwęglił się lokaj, później jedna dama klasowa, panna Amelia; z klasy IV przeszedł przez V-ą i cała klasa spaliła się z uczennicami razem. A tlen idzie coraz dalej, coraz dalej, już do naszej klasy się zbliża, bierze za klamkę... Krzyknęłyśmy, a wtem innemi drzwiami wchodzi kwas węglowy, siwy staruszek, cały obwieszony syfonami wody sodowej, na nogach, na rękach, na plecach, na szyi. Obaj przybysze spojrzeli na siebie złośliwie, bo bardzo się nie lubili. Tlen zaczął rzucać na kwas węglany gorące płomienie, a kwas węglany nacisnął korki i ze wszystkich syfonów wytrysnęła woda: istna fontanna zalała tlen... Ale dalej nie wiem co było: wkrótce się obudziłam. A szkoda, bo nic nie wiem, kto kogo pokonał.
Później długo spać nie mogłam, serce mi biło jakby młotem. Przecież wiem, że to sen, że tego wcale nie było, a jednak jakoś się boję.
Opowiedziałam mój sen Natalci. Śmiała się ze mnie, że taką bajkę sobie wyśniłam.