Strona:Marya Weryho-Nacia na pensyi.pdf/161

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
Kwiecień.

Znowu siedziałam sama, smutna, bo na pensyi było tak cicho, tak cicho, jak w nocy.
Wszyscy powychodzili, nawet przełożonej nie było.
W drugim pokoju obok siedziała panna Wanda i czytała książkę. Bałam się jej przerywać, choć okrutnie chciało mi się rozmawiać.
A tu paniusia, jakby przeczuła, podchodzi nagle do mnie i pyta żartobliwie:
— I cóż, moja ogrodniczko, wciąż o kwiatkach myślisz? Twój ogrodnik pewno myśli sobie: „Kiedy Nacia przyjedzie, wszystko porozkwita.“ Wiesz, ile ci się zostało czasu do wyjazdu? Dwa miesiące, to nie wiele.
— O, Maciej ma teraz mnóstwo roboty... Biedak, sam musi nadążyć wszystkiemu, bo nie ma nikogo do pomocy.
— A dawniej ty mu pewno pomagałaś? No, i nie martwił się Maciej, że takiego pomocnika stracił?
— E, nie — mówił — że na pensyi dużo rozumu nabiorę. A ja tak mało umiem, tak