Strona:Marya Weryho-Nacia na pensyi.pdf/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z miejsc i wyszły do sali; zaczął się hałas, gwar, ruch i bieganie.
A ja tymczasem oparłam się o stół i jak nie zacznę płakać, szlochać! Aż to widać nauczycielka usłyszała.
Zbliża się do mnie, obejmuje w pół, całuje w głowę i przemawia do mnie łagodnie:
— Nie płacz, dzieweczko, nie jest tu tak źle, jak ci się wydaje; wiem, że ci tęskno za domem, za swoimi, ale przecież wrócisz do nich na wakacye. Widzisz, my tu wszyscy jesteśmy sami: przyzwyczailiśmy się i nie martwimy się. Chodź, zapoznam cię z koleżankami.
Podała mi rękę i zaprowadziła do sali.
Gdy sobie usiądę do pisania dzienniczka, to mi jakoś raźniej i weselej się robi na duszy. Czasem zdaje mi się, że jestem w małym domku wiejskim, u babci... Jedno tylko mnie niepokoi przy pisaniu — to strach, ażeby kto nie spostrzegł mego dzienniczka. Nauczycielka widzi, że piszę, więc nic nie mówi. Ale gdyby kiedy zajrzeć zechciała... Nie wiem sama, cobym zrobiła, nawet pomyśleć o tem się boję.