Strona:Maria Steczkowska - Wycieczka na Babią górę.djvu/4

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

błysnęła w głowach naszych, jedna chęć w nas powstała, jedne z ust wyszły słowa: jedzmy do Babiéj góry! Wkrótce zamysł tak nagłe powzięty, przeszedł w stałe postanowienie. Ale jakież było zdziwienie ogólne, gdy nikt z naszych znajomych nie umiał nam wskazać z pewnością najprostszéj drogi, słowem gdy przekonaliśmy się że Babia góra, zaledwie o 10 mil od Krakowa odległa, którą każdy z jego mieszkańców ma przed oczyma, która jest poniekąd termometrem i barometrem[1] dla naszego miasta, do któréj zresztą najłatwiéj się dostać na owych lekkich wózeczkach góralskich, przybywających na targ z deskami i gontami, należy do najmniéj znanych, najmniéj zwiédzanych okolic tatrzańskich. Prócz kilku uczonych badaczy przyrody, nikt prawie jedynie dla przyjemności nie zwiédzał Babiéj góry. Byli nawet tacy, co nam odradzali i dziwili się poco tam jechać. Poco jechać? A przecież Babia góra to królowa Bieskidu, 5448 st. nad morze wzniesiona, poważne czoło dumnie dźwiga w obłoki i z téj wysokości patrzy na kilkunasto milową przestrzeń ścielącą się u jéj stóp, a ten majestatyczny widok, z którym co do rozległości nie mogą się mierzyć nawet widoki ze szczytów tatrzańskich, już stokrotnie wynagradza trudy niedalekiéj podróży. A cóż mówić o tych pięknych, samą nowością zajmujących okolicach, o tym poczciwym ludzie góralskim, tak godnym bliższego poznania! Czyż to wszystko za nic uważać można i dziwić się komuś że się do Babiéj góry wybiéra? O, ileżto razy w czasie téj miłéj przejażdżki dziwiłam się nawzajem i żałowałam tych, co tylu piękności nie znają i poznać nie mają chęci! Szczęściem dla nas, znalazł się przecież któś taki, co nietylko że nie zganił naszego zamiaru, ale owszem, zachęcił do téj przejażdżki. Pan** mieszkając w Żywcu lat parę, trzy razy był na Babiéj górze i nachwalić się nie mógł wspaniałego i rozległego widoku jaki się z jéj szczytu przedstawia. Nietylko że udzielił nam potrzebnych wskazówek, ale nadto napisał do znajomych sobie osób w tamtéj okolicy, polecając nas ich gościnności.
Tak więc, z dokładnym planem podróży w głowie, z radością i zapałem w sercu, rodzice moi, siostra i ja wyruszyliśmy w drogę d. 24 lipca, o godzinie 2-éj z południa, lekkim, parokonnym wózeczkiem górala, który tylko co złożył przywiezione na targ gonty. Dzień był upalny; południowe słońce i tumany wapiennego pyłu wznoszące się na gościńcu, zaraz za Podgórzem dały nam się we znaki. Ale wkrótce zapomnieliśmy prawie o téj małéj przykrości, zajęci pięknością okolicy jakąśmy przebywali. Po obu stronach drogi kraj lekko pogarbiony wzgórzami, które piętrząc się coraz to wyżéj, wspinają się jakby po stopniach ku lesistym grzbietom Bieskidu, występującym przed nami rozległém pasmem. Fale dojrzéwającego zboża kołysały się na tych pagórkach, a łąki, niedawno skoszone, pieściły oko jasną zielonością. Prześliczne gaje i laski olszowe lub świerkowe, rozrzucone bukietami po wzgórzach i dolinach, wdzięcznie przystrajają tę żyzną okolice, gęsto zasianą wioskami ukrytemi w cieniu sadów, ponad któremi wystrzela gdzieniegdzie wieżyczka kościoła, wyziérają słomiane strzechy wieśniacze, lub białe ściany zabudowań dworskich.

Zostawiliśmy na boku Swoszowice, słynne kopalniami siarki i takiemiż kąpielami, a jadąc z pagórka na pagórek, stanęliśmy we wsi Mogilany, położonéj na górze 1273 stp. n. p. m. wzniesionéj. Na samym szczycie góry, tuż obok drogi, stoi murowany kościołek i porządny zajazd. Tu na obszernym placu stawają zwykle górale, jadący na targ do Krakowa, lub powracający ztamtąd; tu i my zatrzymaliśmy się dla wypoczynku, a więcéj jeszcze dla schronienia się przed dészczem który nam groził. Mogilany, to piérwsza stacya dla jadących w góry, to miejsce powitania i pożegnania. Przed nami piętrzą się jedne nad drugie wspaniałe, ciemnemi lasami przyodziane góry, a po za niemi, ponad niemi w mglistéj oddali, wystrzelają zębate, skaliste szczy-

  1. Śniég spadły na Babiéj górze zapowiada oziębienie temperatury. Gdy góra nadzwyczaj wyraźnie i ostro występuje na widokręgu, znak to niechybny dészczu. Mgły i chmury na szczycie, także dészcz wróżą; górale mówią wtedy, że Baba w czépcu. Przeciwnie, jeżeli zarysy góry są niepewne, słabe i delikatną gazą powleczone, znak to stałéj pogody.