Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/239

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wiedziawszy się, że już dawno wyruszyliśmy w drogę, co tchu podążył za nami i tu nas dopiero dopędził. „No cóż słychać Szymku? widzieliście góry na wschodzie, czy tam tak pomglone jak tutaj?“ — „O nie, tam zupełna pogoda i te mgły zaraz się rozejdą“ odpowiedział ochoczo i proroczo. W téj bowiem chwili jakby na czarodziejskie zaklęcie, ukazały się szczyty Kościelca, Swinnicy i Granatu, jasném oświecone słońcem, a mgły pierzchały i rozpływały się w powietrzu jak senne mary. Wiatr także nacichł, nowa otucha, nowy zapał wstąpił w nas wszystkich. Pierwszy ks. Proboszcz zerwał się z miejsca mówiąc: „Nie traćmy czasu, chodźmy, a da Bóg że wygramy.“ Szymek jako zwiastun pogody, poszedł teraz w cenę, a Wala jako fałszywy prorok który byłby nas pozbawił przyjemnéj wycieczki, nie mało nasłuchać się musiał przymówek, w których rozumie się nie było ani połowy prawdy.
Tak więc wesoło, ochoczo spuszczaliśmy się z Królowéj na rozległą, a już nam znaną z opisu Czarnego Stawu halę Nad-Stawami. Kilka razy byłam w tém miejscu, a piękność jego coraz silniejsze czyni na mnie wrażenie. Bo téż tyle przedmiotów i tak rozmaitych, tak sprzecznych na pozór złożyło się na ten obraz cudny! Przez chwilę stoimy w zdumieniu, patrząc to na tę miękką murawę pod stopami, to na te urwiste, śniegiem ubielone opoki, nie mogąc pojąć jakim cudem u podnóża tych olbrzymów, których lodowate tchnienie zdaje się że powinnoby zmrozić wszelkie zarody życia, rozkwitła ta wdzięczna polana zdobna młodocianą krasą wiosny. Ale gdy oko oswoi się z widokiem tak rażącéj na pozór sprzeczności, tém więcéj lubuje się ono i zachwyca tém niezrównanym obrazem, wszystkie jego zarysy i barwy spływają w harmoniją pełną wdzięku, która czaruje i unosi duszę, budząc w niéj jakieś błogie zadowolenie, a oraz uczucie radości i szczęścia. Wszyscy