Strona:Maria Rodziewiczówna - Czarny Bóg.djvu/216

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tłumaczenie podam, żem zapomniał pani adresu, a musiałem się wszakże rozmówić w przeddzień ślubu.
— To dobrze. Wyglądałam pana niecierpliwie. Zatem wszystko gotowe?
— Najzupełniej! Ślub i świadkowie zamówieni, formalności załatwione. Kareta przybędzie, gdzie pani wskaże, ja czekać będę w kościele. Oto rachunek z powierzonych mi pieniędzy. W tych szczególnych warunkach koszty były trochę większe, jak na cichy obrządek. Ale miałem polecenie pospieszać, zrobiłem, co mogłem.
— Cóż teraz?
— Nie wiem. Czekam dalszych poleceń.
— Chodźmy do stryja.
— Jakto! Zaraz?
— A tak. Jutro pan uciekniesz, jestem pewna, i nie zobaczysz miny stryja. Chodź pan, to takie zabawne!
Nie wydawało mu się to zabawnem, ale poszedł posłuszny i znalazł się na tych samych schodach, gdzie ją ścigał przed niedawnym czasem.
Pociągnęła za dzwonek, jakby go zerwać chciała.
Ktoś w pantoflach, suwając nogami i pokaszlując, flegmatycznie wziął się do dzieła otwarcia podwoi.
Wiedziała dobrze, że to stryj w własnej osobie, i targała dalej dzwonek na psotę.