Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 05.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wie zaś pewną czułością w wyrażeniach i głosie. Spokojnego i zgodnego będąc usposobienia, przepędził ks. Kinosowicz swoje lata u Fary niezwracając nadzwyczajnie uwagi na siebie, unikając wszelkich zmian i nowości. Względem wszystkich łagodnie, grzecznie i po przyjacielsku występował, dla tego nie miał tutaj przeciwników ani nieżyczliwych, żył jednak w ogóle samotnie i tylko bez księdza Teodora Kilińskiego obyć się nie mógł. Widać ich było, jak ci już mówiłem, zawsze razem na przechadzkach i schodzili się ile możności co wieczór na pogadankę, którą częstokroć uprzyjemniali sobie podobno śludkiem, nie puszczając się na większe zbytki. Jeden i drugi był bowiem bardzo oszczędny; szczególnie nasz proboszcz posuwał w późniejszych czasach oszczędność swoją do nadmiaru, co wyczytać mógł każdy z jego rewerendy lub surduta świecących, dosłownie, starożytnością. To też został, jak słyszałem, po jego śmierci spory kapitalik, z którym się krewniacy niedługo uporali. Kilka lat ostatnich, czując słabnące swe siły, ustąpiwszy dobrowolnie z probostwa, spędził ks. Kinosowicz, jako emeryt, częścią w Poznaniu, częścią w Grodzisku, gdzie zwykle latem ks. Aleksy tego starego i miłego konfratra gościnnie przyjmował.
Na opróżnione po nim miejsce powołał magistrat poznański księdza Ammana. Zdaje mi się, że mu je od urodzenia fatum przeznaczyło, już w kolebce bowiem znalazł się tuż naprzeciw probostwa i o kilkanaście kroków od Fary. Idąc Klasztorną ulicą do rejencyi, mógłeś dawnemi czasy przy drzwiach niepozornéj kamieniczki, dotykającéj bezpośrednio gimnazyalnego budynku, widzieć stary szyld, na którym wymalowany był wielki but, a pod nim napis: Amman. Ztamtąd wyszło czterech braci i czterech księży tego nazwiska. Dobrze jeszcze pamiętam ich ojca, dość wysokiego, chudego jegomościa;