Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 05.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jego moralnemu usposobieniu; ale skutkiem pewnego uporu, który mu był właściwy i wyższych potrzeb naukowych, które sobie przypisywał, znalazł się, zaraz po złożeniu matury, w nieporozumieniu z naszą władzą duchowną. Nie chciał bowiem wstąpić do seminaryum, lecz, marząc o studyach uniwersyteckich, pojechał do Wrocławia.
Wyszło mi już z pamięci, panie Ludwiku, co późniéj raz opowiadał o kolejach jakie tam przebywał; wszakże, ucząc się usilnie, złożył egzamina, dostał tytuł licencyata i wiem, że jako studiozus przejęty był zapałem osobliwie do prelekcyi dogmatycznych. Wszakże ówczesny wrocławski dogmatyk, jako zwolennik słynnego między niemieckimi teologami Hermesa, nie był in optimo odore w Rzymie i ta okoliczność nie posłużyła bynajmniéj ku naprawie stosunków Niedźwiedzińskiego do tutejszych kół duchownych. Ztąd poszło, iż wyświęciwszy się na księdza w Wrocławiu, nie wrócił do Księstwa, lecz parę lat gdzieś tam na Górnym Szlązku wikaryuszował. Załagodziło się jednak z czasem wszystko i czterdziestego drugiego, czy trzeciego roku, po długiem niewidzeniu, ujrzałem znowu w Poznaniu poczciwego Niedziusia, odzianego szeroką szlązką rewerendą. Powołano go tutaj do seminaryum nauczycielskiego, gdy zarząd tego zakładu po Nepillim objął ks. Kaliski. Niedźwiedziński był przy nim alter ego; zastępował go we wszystkiem, gdy zaszła potrzeba, tem chętniéj, że ich ze szkół jeszcze dobra znajomość łączyła, głównie zaś wykładał seminarzystom religię i język polski. Nie długo to jednak trwało; obudwom zrobiło się tam duszno w starym klasztorze Reformatów, zatęsknili za parafią, a gdy się wreszcie życzenia ich spełniły, usunęli nam się prawie całkiem z oczu, zwłaszcza iż obadwaj powędrowali w dalekie strony. Niedziusia raz tylko jeszcze