Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 02.djvu/199

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szkołą także wesoły, żwawy i życzliwy Leopold był wszędzie lubiony, gdzie go tylko znano. Zdolności jego, usposobienie, okoliczności, wśród których żyć i działać zaczął, zdawały się rokować mu przyszłość pogodną dla niego, pożyteczną dla społeczeństwa naszego; ale cóż są nadzieje ludzkie! Miał zaledwie lat trzydzieści trzy, gdyśmy go ztamtąd wywieźli na cmentarz Śto Marciński. Idąc za jego trumną przypomniałem sobie z żalem owego małego chłopczyka o wesołych oczkach, kiedym go pierwszy raz widział i niektóre osoby z jego najbliższéj rodziny, znane mi dawnemi czasy; matkę, gdy jeszcze panną była, jéj piękną, miłą twarz i niezwykłą łagodność; szczególnie babkę, panię Brenneslową, zaprzyjaźnioną z moją babką od lat najmłodszych. Pamiętam ją jnż w podeszłym wieku będącą, wysokiéj postaci, o powolnych ruchach, z twarzą znacznie bladą, mającą wyraz cierpienia, którego nawet uśmiech nie zacierał. Podobno w życiu swojem dużo złego przeszła; wiem tylko, że pochodziła z zamożnéj i znakomitéj niegdyś rodziny Lipskich, o któréj antenatach niech ci tam pan Teodor Żychliński opowie, i była siostrą rodzoną pana Lipskiego z Ludom, a przyrodnią pana rotmistrza Lipskiego. Pana z Ludom oznaczano przydomkiem owczarza, był bowiem pierwszym, który w naszych stronach pomyślał o konieczności ulepszenia rasy owiec, celem podniesienia gospodarstwa. Nie tylko pomyślał, lecz z wielkim mozołem i kosztem doprowadził do tego, że pewna część jego owczarni, pod względem doskonałości wełny, nie miała równéj w WKsięstwie, a nawet daleko poza jego granicą i że barany ludomskie w Wrocławiu i Berlinie za najlepsze z wszystkich zkądinąd na jarmarki zwożonych uznane zostały.
Jeśli kiedy zwiedzisz w Poczdamie zamek królewski Friedrichskron, który dawniéj zwano Nowym pałacem,