Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 03.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



Pewnego dnia, Swann, wyszedłszy popołudniu z wizytami i nie zastawszy kogoś, wpadł na myśl, aby wstąpić do Odety w porze w której nigdy do niej nie zachodził, ale w której zawsze bywała w domu. Zwykle o tej godzinie robiła siestę, albo pisała listy przed herbatą; mógłby tedy ujrzeć na chwilę Odetę, nie przeszkadzając jej. Odźwierny objaśnił, że, o ile mu się zdaje, pani jest u siebie; Swann zadzwonił: zdawało mu się, że słyszy hałas, kroki, ale nikt nie otworzył. Niespokojny, podrażniony, skierował się w uliczkę, na którą wychodził drugi front willi. Przystanął pod sypialnią Odety; przez firanki nie było nic widać. Zapukał silnie w szybę, zawołał: nikt nie otworzył. Ujrzał, że sąsiedzi patrzą na niego. Odszedł, myśląc że ostatecznie może mu się tylko zdawało iż słyszy kroki; ale fakt ten poruszył go tak, że nie zdolny był myśleć o niczem innem. W godzinę później, wrócił. Zastał Odetę; powiedziała mu, że była w domu wówczas kiedy dzwonił, ale spała; dzwonek obudził ją, zgadła że to był Swann, pobiegła za nim, ale już odszedł. Słyszała, że ktoś pukał w szybę.

5