Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 03.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zniweczyć w Odecie jakiś ogólny system kłamstwa; ale Odeta go nie miała. Poprostu, za każdym razem kiedy chciała aby Swann czegoś nie wiedział, nie mówiła mu tego. Toteż kłamstwo było dla Odety jedynie doraźnym środkiem; a decyzja, czy ma użyć tego środka czy też powiedzieć prawdę, była również sprawą doraźną, zależną od większej lub mniejszej szansy tego że Swann odkryje kłamstwo.
Fizycznie Odeta przechodziła zły okres: tyła. Wymowny i bolesny wdzięk, zdziwone i marzące spojrzenia, jakie miała niegdyś, zdawały się niknąć z pierwszą młodością. Tak, iż można rzec że stała się ona Swannowi tak droga w momencie kiedy właśnie wydawała się mu o wiele mniej ładna. Patrzył na nią długo, próbując pochwycić dawny jej urok, i nie odnajdywał go. Ale wiedział, że w tej nowej poczwarce wciąż żyje Odeta, wciąż ta sama ulotna, niepochwytna i skryta wola: to wystarczało Swannowi, aby wkładał tę samą namiętność w daremny wysiłek pochwycenia jej. Potem patrzał na jej fotografje z przed dwóch lat, przypominał sobie jaka była rozkoszna. I to pocieszało go trochę w jego cierpieniu.
Kiedy Verdurinowie zabierali Odetę do Saint-Germain, do Chatou, do Meulan, często, jeżeli było ładnie, proponowali na miejscu aby zostać na noc i wrócić aż jutro. Pani Verdurin starała się uśmie-

28