Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 03.djvu/145

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

blaskiem rampy, w nowem otoczeniu, słowo „marmur” — które Swann przestał rozróżniać, tak często przywykł je spotykać — stało mu się nagle na nowo widzialne. Przypomniało mu natychmiast historję, którą Odeta opowiadała mu niegdyś. Mówiła mu o tem, jak się wybrała z panią Verdurin na wystawę w Palais de l’industrie, i jak pani Verdurin powiedziała: „Strzeż się, potrafię cię rozgrzać; nie jesteś z marmuru”. Odeta upewniała że to był tylko żart, i Swann nie przywiązywał do tego żadnego znaczenia. Ale wówczas ufał jej więcej niż teraz. I właśnie anonim mówił o tego rodzaju miłości. Nie śmiejąc podnieść oczu na dziennik, Swann rozwinął go, obrócił kartkę aby nie widzieć już tych słów: Dziewczyny z marmuru, i zaczął machinalnie czytać wiadomości z prowincji. Była burza na la Manche, oznajmiano szkody w Dieppe, w Ca-bourg, w Beuzeval. Swann wzdrygnął się znowu.
Nazwa Beuzeval przywiodła mu na myśl inną miejscowość w tamtej okolicy: Beuzeville, zwane także Beuzeville-Bréauté. Widywał często tę nazwę na mapie, ale pierwszy raz zauważył jej powinowactwo z nazwiskiem swego przyjaciela, pana de Bréauté, o którym anonim mówił, że był kochankiem Odety. Ostatecznie, co do pana de Bréauté, oskarżenie mogło mieć widoki prawdopodobieństwa; ale co się tyczyło pani Verdurin, była to

141