Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 03.djvu/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pan pomyśli, temu idjocie Froberville nie potrafiłabym nawet nasunąć myśli, że nazwisko Cambremer jest zdumiewające. Niech pan przyzna, że życie to okropna rzecz. Jedynie kiedy pana widzę, przestaję się nudzić.
Oczywiście, to nie była prawda. Ale Swann i księżna mieli ten sam sposób brania drobnych rzeczy, czego skutkiem — o ile nie przyczyną — było wiele analogji w sposobie wyrażania się, nawet w wymowie. Podobieństwo to nie uderzało, ponieważ trudno było o coś różniejszego niż ich głosy. Ale gdyby ktoś zdołał odjąć w myśli słowom Swanna dźwięk który je spowijał, wąsy z pomiędzy których wychodziły, czuło się, że to są te same zdania, te same akcenty, — styl koterji Guermantes. W ważnych rzeczach Swann i księżna różnili się we wszystkich poglądach. Ale Swann, od czasu jak był tak smutny, odczuwając wciąż jakgdyby ów dreszcz poprzedzający chwilę wybuchnięcia płaczem, czuł potrzebę mówienia o zgryzotach, niby morderca o swojej zbrodni. Słysząc z ust księżnej że życie to okropna rzecz, uczuł tę samą słodycz, co gdyby mu mówiła o Odecie.
— Och, tak, życie to okropna rzecz. Trzeba żebyśmy się częściej widywali, droga księżno. To takie miłe u pani, że pani nie jest wesoła. Możnaby spędzić kiedy wieczór razem.

111