Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 02.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ku Swanna”. Wówczas musiałem głęboko odetchnąć, tak bardzo to nazwisko, kładąc się w miejscu w którem zawsze było dla mnie zapisane, gniotło mnie aż do uczucia duszności. W chwili gdym je słyszał, zdawało mi się ono pełniejsze niż każde inne, dlatego że już zawczasu powtórzyłem je wielokrotnie w duszy. Sprawiało mi ono przyjemność skojarzoną ze wstydem iż śmiem wyłudzać tę przyjemność od rodziców; była bowiem tak wielka, że musiała — w mojem poczuciu — kosztować ich wiele trudu, i to bez kompensaty, skoro dla nich nie była przyjemnością. To też, przez delikatność odwracałem rozmowę. I przez skrupuł. Z chwilą gdy wymawiali słowo Swann, odnajdywałem wszystkie osobliwe uroki, jakie wkładałem w to nazwisko. I wówczas, nagle, miałem wrażenie, że rodzice nie mogą tego nie odczuwać, że wchodzą w moje stany duszy, że spostrzegają, rozgrzeszają, podzielają moje marzenia, i byłem nieszczęśliwy, tak jakbym ich zwyciężył i znieprawił.
Tego roku rodzice ustalili dzień powrotu do Paryża nieco wcześniej niż zazwyczaj. Rano przed wyjazdem, kiedy mnie ufryzowano do fotografji, włożywszy mi ostrożnie nowy kapelusz i aksamitny watowany płaszczyk, długo szukano mnie wszędzie. Wreszcie matka znalazła mnie we łzach na ścieżce tuż koło Tansonville: żegnałem się z głogami, obej-

23