Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 02.djvu/207

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Trochę zakłopotana wobec Swanna, Odeta spytała go na wstępie:
— Jak się panu wydaje mój protegowany?
Na co Swann, spostrzegając pierwszy raz, że Forcheville, którego znał oddawna, może się podobać kobietom i że jest wcale przystojnym mężczyzną, odpowiedział: „Potworny!”
Z pewnością nie przyszło mu na myśl być zazdrosnym o Odetę; ale nie czuł się równie szczęśliwy jak zwykle. Daremnie Brichot, zacząwszy opowiadać jakąś historję o matce Blanki kastylskiej, która „chodziła kilka lat z Henrykiem Plantagenet, zanim się za niego wydała”, i chcąc aby go proszono o dalszy ciąg, zwrócił się do niego, mówiąc: „Prawda, panie Swann?” owym marsowym tonem, jaki się przybiera aby zstąpić do poziomu wieśniaka lub dodać odwagi żołnierzowi; ku wściekłości pani domu, Swann zepsuł Brichotowi efekt, przepraszając, że się zbyt mało interesuje Blanką kastylską, ale że ma o coś zapytać malarza. W istocie, malarz odwiedził owego dnia wystawę pewnego świeżo zmarłego artysty, przyjaciela pani Verdurin, i Swann pragnął się dowiedzieć (cenił bowiem smak „mistrza”), czy naprawdę w obecnie wystawionych dziełach jest coś więcej niż wirtuozostwo, które zdumiewało już w poprzednich.

203