Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 02.djvu/176

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mógł Odetę widywać inaczej), kiedy — coraz rzadziej — był gdzieś w „wielkim świecie”, prosiła aby zaszedł do niej nim wróci do domu; wszystko jedno o której godzinie. Była to wiosna, wiosna czysta i mroźna. Wychodząc z zabawy, Swann wsiadał do swojej wiktorji, okrywał nogi pledem; przyjaciołom, którzy wychodzili równocześnie i proponowali aby wracał z nimi, odpowiadał że nie może, że jedzie w inną stronę. Stangret ruszał ostro, wiedząc dokąd jedzie. Przyjaciele dziwili się, i w istocie Swann nie był ten co dawniej. Nie dostawano już od niego listów, błagających o przedstawienie go jakiejś kobiecie. Nie zwracał już uwagi na żadną; unikał miejsc, gdzie się spotyka kobiety. W restauracji, na wsi, zachowanie się Swanna było wręcz przeciwne temu po którem poznałoby się go jeszcze wczoraj i które, zdawało się, na zawsze miało być z nim zrośnięte. Tak dalece namiętność jest w nas niby przejściowy i odmienny charakter, który zajmuje miejsce dawnego i usuwa nawet najtrwalsze jego dotychczasowe oznaki!
W zamian, niezmienną cechą Swanna było obecnie to, że, gdziekolwiek się znalazł, nie omieszkał spieszyć do Odety. Przestrzeń dzielącą go od niej przebywał nieuchronnie, jakby to była nieodparta i chyża linja jego życia. Prawdę mówiąc, często zasiedziawszy się gdzieś dłużej, byłby wolał wrócić

172