Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 02.djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

decie (godząc się widywać ją jedynie po obiedzie), iż są przyjemności które woli od jej towarzystwa, sympatja jej dla niego dłużej nie zazna przesytu. Z drugiej strony, ponad urodę Odety przekładając nieskończenie krasę młodej gryzetki do której się zapalił, pulchnej i świeżej jak róża, wolał spędzać część wieczoru z nią, mając pewność że ujrzy Odetę później. Z tych samych przyczyn nie godził się nigdy, aby Odeta wstąpiła po niego i aby razem szli do państwa Verdurin. Dziewczyna czekała w pobliżu jego domu na rogu ulicy, wiadomej stangretowi Swanna; wsiadała i spoczywała w ramionach Swanna aż do chwili w której powóz zatrzymał się przed Verdurinami. Gdy wchodził, pani Verdurin, pokazując róże, które Swann przysłał jej rano, mówiła: „Muszę pana połajać”, poczem wskazywała mu miejsce obok Odety; a pianista grał dla nich dwojga frazę Vinteuila, która była niby hymnem narodowym ich miłości. Zaczynał od tremolo skrzypcowego, które wypełnia kilka taktów na pierwszym planie; potem nagle, rozsuwa się niejako i — niby na obrazach Pietera de Hooch, pogłębionych wązką ramą uchylonych drzwi — w oddali, w puchu wnikającego światła, zjawiała się owa fraza, jakby innego koloru, roztańczona, sielska, nawiasowa, ulotna, należąca do innego świata. Przechodziła w prostych i nieśmiertelnych fałdach, roz-

144