Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 02.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

śmierci. Co więcej, nie czując już podniosłych idej w sobie, przestawał wierzyć w ich realność, nie mogąc jednak zaprzeczyć całkowicie jej istnieniu. Toteż przywykł chować się w myśli bez znaczenia, które mu pozwalały omijać istotę rzeczy. Tak jak nie pytał siebie, czy nie byłoby lepiej przestać bywać w świecie, ale w zamian wiedział całkiem napewno, że, o ile przyjął jakieś zaproszenie, musi się na nie stawić; że, o ile nie oddał potem wizyty, trzeba mu rzucić bilety; tak samo w rozmowie nie silił się nigdy bronić z przejęciem osobistego poglądu, ale dostarczał szczegółów technicznych, które miały poniekąd wartość same w sobie, a pozwalały mu nie angażować się. Był niezmiernie ścisły w przepisie kucharskim, w dacie urodzenia lub śmierci malarza, w nomenklaturze jego dzieł. Czasem, mimo wszystko, puścił się na sąd o jakiem dziele, o sposobie pojmowania życia, ale dawał wówczas własnym słowom ironiczny tonik, jakgdyby nie cały solidaryzował się z tem co mówił.
Bywają ludzie chorowici, u których nagła zmiana klimatu, trybu życia, czasem jakieś organiczne, samorzutne i tajemnicze przeobrażenie, sprowadzają taką poprawę, że chory zaczyna brać pod uwagę nieoczekiwaną i późną możliwość całkiem odmiennej egzystencji. Tak Swann, we wspomnieniu usłyszanej frazy, w niektórych sonatach które sobie kazał prze-

132