Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 01.djvu/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

le Champi, któremu rdzawa okładka i niezrozumiały tytuł dawały w moich oczach odrębną osobowość i tajemniczy urok. Nigdy nie czytałem dotąd prawdziwych powieści. Słyszałem, że George Sand jest znakomitą pisarką. To mnie już nastrajało, aby szukać we François le Champi czegoś nieokreślonego i rozkosznego. Sposób opowiadania starający się przedewszystkiem budzić ciekawość lub wzruszenie, pewne zwroty rodzące niepokój i melancholję, wszystko to w czem wykształceńszy czytelnik poznaje wspólny kapitał wielu powieści, wydawało mi się — mnie, który uważałem nową książkę nie za jedną z wielu podobnych, ale za coś jedynego, mającego rację istnienia tylko w niej samej — odurzającą emanacją właściwą owemu François le Champi. Pod temi wypadkami tak codziennemi, pod rzeczami tak pospolitemi, słowami tak potocznemi, czułem jakgdyby osobliwy ton, akcent. Zawiązała się akcja; wydała mi się dość ciemna, ile że w owym czasie, czytając, marzyłem często przez całe stronice o czemś całkiem innem. A kiedy mama czytała mi głośno, luki mojego roztargnienia pomnażała jeszcze okoliczność, że mama opuszczała wszystkie sceny miłosne. Toteż wszystkie te dziwne zmiany, występujące we wzajemnym stosunku młynarki i chłopca, a dające się wytłumaczyć jedynie postępami rodzącej się miłości, wydawały mi się

92