Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 01.djvu/43

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Niewątpliwie miały dla mnie urok owe lśniące projekcje, które zdawały się wyłaniać z przeszłości Merowingów i snuły dokoła mnie tak dawne odblaski historji. Ale nie umiem powiedzieć, jak nieswojo działało na mnie to wkroczenie tajemnicy i piękności w pokój, który zdołałem wypełnić swojem ja tak, iż nie więcej zwracałem uwagę na niego, niż na samego siebie. Skoro ustało znieczulające działanie nawyku, zaczynałem myśleć, czuć: — rzeczy tak smutne... Klamka, która różniła się dla mnie od wszystkich innych klamek tem, że otwierała się jakgdyby sama, bez konieczności mojego udziału (tak dalece naciskanie jej stało mi się bezwiedne), służyła oto teraz za ciało astralne dla Gola. I z chwilą gdy dzwoniono na obiad, spieszno mi było biec do jadalni, gdzie wielka wisząca lampa — która nie znała Gola ani Sinobrodego, a znała rodziców i pieczeń duszoną — rzucała swoje cowieczorowe światło; i spieszno mi było wpaść w ramiona mamy, którą nieszczęścia Genowefy Brabanckiej czyniły mi tem droższą, gdy zbrodnie Gola kazały mi tem skrupulatniej badać własne sumienie.
Po obiedzie, niestety, trzeba mi było niebawem opuścić mamę, która zostawała aby rozmawiać z innymi w ogrodzie, jeżeli było ładnie, lub w saloniku, gdzie wszyscy się skupiali o ile był deszcz.

39