Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 01.djvu/243

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

aby nie mówić panu Legrandin o naszych projektach: już widziała siostrę jego, panią de Cambremer, zjawiającą się w hotelu w chwili kiedy my będziemy się wybierali na połów ryb i zmuszającą nas do siedzenia w pokoju podczas jej wizyty. Mama śmiała się z jej obaw, myśląc w duchu że niebezpieczeństwo nie jest tak groźne, że panu Legrandin nie będzie tak spieszno zapoznać nas z siostrą. Ale zanim wspomnieliśmy mu o Balbec, sam Legrandin, nie podejrzewając abyśmy się kiedy wybrali w tamte strony, wpakował się w pułapkę pewnego dnia kiedyśmy go spotkali na brzegu Vivonne.
— Dziś wieczór chmury mają fiolet i błękit bardzo piękny, nieprawdaż, druhu? — rzekł do ojca; ten błękit zwłaszcza, bardziej roślinny niż powietrzny, błękit cynerarji, dość niezwykły na niebie. A ta mała różowa chmurka, czy też nie ma barwy kwiatu, goździka albo nenufara? Jedynie nad kanałem la Manche, między Normandją a Bretanją, mogłem robić równie bogate spostrzeżenia co do tego roślinnego królestwa atmosfery. Tam, koło Balbec, w pobliżu miejsc tak dzikich, jest mała zatoka czarująca słodyczą, gdzie zachód słońca właściwy krainie Auge, zachód słońca czerwony i złoty — którym zresztą bynajmniej nie gardzę — jest bez charakteru, nieznaczący; ale w tej wilgot-

239