Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 01.djvu/238

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Cudowna cisza, nieprawdaż? — mówił. O sercach zranionych jak moje, powieściopisarz którego przeczyta pan kiedyś, powiada, że przystoi im jedynie cień i milczenie. I widzisz, dziecko, przychodzi w życiu godzina — jesteś jeszcze od niej bardzo daleko — kiedy znużone oczy znoszą już tylko jedno światło, to które piękna noc, jak dzisiejsza, przyrządza i sączy wraz z mrokiem; kiedy uszy nie mogą już słuchać innej muzyki prócz tej, którą gra blask księżyca na flecie milczenia.
Słuchałem słów pana Legrandin, które mi się zawsze wydawały tak miłe; ale, wzruszony wspomnieniem kobiety, którą ujrzałem niedawno pierwszy raz, i myśląc, teraz kiedy wiedziałem że Legrandin zna wielki świat w okolicy, że może zna i ją, zebrałem się na odwagę i rzekłem:
— Czy pan zna, proszę pana, księżnę... księstwo de Guermantes?
Zarazem, wymawiając to nazwisko, czułem się szczęśliwy, że rozpościeram nad niem jakby jakąś władzę, przez sam fakt wyrwania go z mego marzenia i dania mu objektywnej i dźwięcznej istności.
Ale na to nazwisko Guermantes, ujrzałem, iż w błękitnych oczach naszego przyjaciela znaczy się mały ciemny punkcik, jakgdyby je przeszył niewidzialny grot, podczas gdy reszta źrenicy reagowała

234