Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 01.djvu/230

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

twe, Franciszka zebrała krew, której upływ nie zdołał zgasić jej urazy; jeszcze w ataku gniewu, patrząc na trupa swego wroga, rzekła ostatni raz: „Paskudne bydlę!”
Wyszedłem cały drżący; byłbym chciał, aby Franciszkę zaraz wyrzucono ze służby. Ale ktoby mi przyrządzał pączki takie ciepłe, kawę tak pachnącą, a nawet... takie kurczęta?... I w istocie, wszyscy, jak ja, musieli robić ten sam podły rachunek. Bo ciotka wiedziała, — czego ja jeszcze nie wiedziałem — że Franciszka, która dla swojej córki, dla siostrzeńców, oddałaby życie bez skargi, była dla innych istot szczególnie twarda. Mimo to, ciotka trzymała ją, bo, o ile znała jej okrucieństwo, ceniła jej usługi. Spostrzegłem pomału, że słodycz, takt, cnoty Franciszki kryły niejedną tragedję kuchenną; tak jak historja odkrywa, że panowanie królów i królowych, którzy figurują ze złożonemi dłońmi w witrażach kościelnych, znaczyło się krwawemi wypadkami. Zdałem sobie sprawę, że poza jej krewieństwem, nieszczęścia ludzkie budzą we Franciszce tem więcej litości, im dalej ci ludzie znajdują się od niej. Strumienie łez, jakie lała nad niedolami obcych czytając gazetę, wysychały szybko, kiedy mogła sobie wyobrazić nieco ściślej osobę będącą przedmiotem współczucia. Którejś nocy, po swoim porodzie, dziewczyna kuchenna dostała

226