Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 01.djvu/186

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

moje myśli wydałyby się szczerem głupstwem temu wybornemu duchowi, tak dalece wymiotłem je wszystkie, że, kiedy przypadkiem zdarzyło mi się spotkać w którejś z jego książek coś co pomyślałem sam z siebie, serce wzbierało mi tak, jakby Bóg w swojej dobroci wrócił mi tę myśl, uznawszy ją za prawą i piękną.
Zdarzało się czasem, że jakaś jego stronica mówiła te same rzeczy, które ja pisałem często w nocy do babki i do matki kiedy nie mogłem spać, tak że ta stronica Bergotte’a wyglądała jak same motta mogące służyć za nagłówek moim listom. Nawet później, kiedy zacząłem układać książkę, odnalazłem u niego ekwiwalent pewnych zdań, których wartość nie wystarczyła aby mnie skłonić do pisania dalej. Ale jedynie wówczas kiedy je czytałem w jego dziele, mogłem się niemi cieszyć; kiedy ja sam je tworzyłem, pochłonięty tem aby odbijały ściśle to com czytał w swojej myśli, obawiając się że nie będzie „trafione”, jakżebym miał czas pytać siebie, czy to co piszę jest ładne! Ale w rzeczywistości jedynie ten rodzaj zdań, ten rodzaj myśli lubiłem naprawdę. Moje niespokojne i niecierpliwe wysiłki były same przez się znakiem miłości, miłości bez rozkoszy ale głębokiej. Toteż, kiedy nagle znajdowałem takie zdania w dziele cudzem, to znaczy będąc wolny od skrupułów, od samokrytyki, nie potrzebując

182