Przejdź do zawartości

Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.




VI.

Nazajutrz z rana dudnił na gościńcu do Katowic motocykl. Siedział na nim Wiktor Kuna w skórzanym kubraku i czapce, z browningiem w tylnej kieszeni i swemi dawnymi papierami woskowemi w zanadrzu, które teraz miały mu służyć za plaster bezpieczeństwa.
Zresztą nic mu nie groziło gdyż po za domem ojcowskim nikt, oprócz panny Emmy Schlichting, nie wiedział i nie podejrzewał, że był polskim oficerem i Polakiem. Wszyscy poczytywać go musieli za Niemca, jakim go znali trzy lata temu. Postanowił z tego teraz skorzystać i zasięgnąć języka o interesujących jego i wojsko polskie sprawach.
Najpierw zajechał do domu wysokiego urzędnika huty cynkowej, z którego synem przyjaźnił się w szkołach. Nie zastał kolegi, lecz przyjęto go uprzejmie przez wzgląd na dawną znajomość z Kuhnami oraz na panny na wydaniu. W masce Niemca Wiktor opowiedział im fikcyjną a ładną historję, jak to wydostał się z niewoli francuskiej, zaczem począł pytać i słuchać.
Chodziło mu głównie o wieści, przeciekające ze sfer wojskowych do notablów niemieckich, a więc przedewszystkiem o to, czy istniały jakie podstawy do obiegających pogranicze pogłosek, że wojsko niemieckie zamierza zaatakować kordon polski za Przemszą. Z tego co posłyszał, okazało się, że wśród dowództwa Grenzschutzu i gdzieindziej ist-