Przejdź do zawartości

Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/301

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W tartaku zaroiło się, jak w ulu. Raz jeszcze wśród szycht desek rozgościła się wiara, rozkołysana takim finałem rozprawy. Mysłowice należały do tych niewielu miejscowości, gdzie Zycherka stawiła stanowczy opór. Widera chodził między wojakami i upajał się bijącą od nich jasnością.
— Toście się dzielnie spisali, pierony! — ściskał im ręce. — To, czego od Komisji Opolskiej nie mogliśmy się doczekać, wy przeprowadziliście bronią. Ślązak przeszedł przez ogniową próbę i odebrał chrzest narodowy. Dał świadectwo swej polskości, zbratał się duchowo z cieniem tych powstańców, co o wolność walczyli. I pokazał swą pięść, swą wolę. Teraz świat dowie się, czego G. Śląsk chce. Chce zrzucić z karku Prusaka, chce wolności.
— Już świeci nam wolność jak ta jutrzenka. Byleście z niej korzystać potrafili — zauważył Wiktor.
Widera miał ochotę coś do tego dorzucić, lecz porucznik zawołał do niego:
— Wal Gustlik do telefonu i melduj wszystko Korfantemu!
— A co będzie z oną Zycherką? — zagadnął go Froncek.
— Odprowadzimy ją do szkoły Szopienickiej na pobożne rozmyślanie.
— Do szkoły? — wpadł powstaniec. — Łoni już tu naukę dostali.
Jak z rękawa posypały się żarty i drwiny, przyczem ustawiono broń w kozły. Niejeden wszakże brał znów swój gwer, by poprowadzić jeńców do Szopienic, by zgotować dzieciom i krajanom widok osobliwy: pokazać im, jak to Górnoślązak wiedzie po swej ziemi do więzienia... Prusaka.
Nigdy ranek nie wydał się im tak pięknym, tak przedziwnym, jak dnia tego, 21-go sierpnia 1920 roku.

KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ.