Przejdź do zawartości

Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/233

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w zadumę. W świetle tej romantycznej rozprawy z bratem Wiktor nabrał szczególniejszego uroku. A ta godzina, spędzona z nim w białym pokoiku, pozostawiła w jej duszy blask jakiś majowy.
W kilka dni potem, zanim panna Matylda poznała się z nią, doznał Wiktor miłej niespodzianki, gdy wchodząc pod wieczór do Katowickiej siedziby plebiscytowej a dawniejszego hotelu „Deutsches Haus“, spotkał na progu pannę Jadwigę Orzelską.
Widocznie uniesiony tem spotkaniem zawołał:
— Cóż panią tu sprowadziło?
Ona pokraśniała. Myślała o nim przed chwilą, Obraz jego narzucał się jej nahalnie i otóż stał przed nią, jakby była go przywołała.
— Ja tu pracuję od kilku dni. Dr. Jarczyk prosił mnie, abym zastąpiła sekretarkę, dopóki nie wyzdrowieje.
— Czy pani pisze na maszynie?
— Tak. Pan się dziwi? Ja odebrałam praktyczne wychowanie. Znam nieźle stenografię i umiem nawet... gotować. Tylko pod tym warunkiem, że okażę się dobrą kucharką, pozwolił mi ojciec wstąpić na uniwersytet.
— Ah, to zaprosi mnie pani kiedy na jakie polskie specjały.
— Dobrze. I nie struję pana wcale! — zaśmiała się.
— Oh, w to wierzę. Polki mają talent do gotowania. Wiele większy od Niemek. Przekonałem się o tem u państwa Pochwalskich w Kaliskiem i oczywiście w Warszawie. Jeśli Heine orzekł: „z Polką przez Włochy, z Niemką przez życie“ — to doprawdy nie wiedział, co gada i... nie jadł chociażby tylko naszej sztuki mięsa z chrzanem ani wielkanocnych mazurków.
— Dogadzała panu ciocia Pochwalska! — zaśmiała się panna Jadwiga. — Ale ma zasługę, bo