Strona:Lucy Maud Montgomery - Rilla ze Złotego Brzegu.djvu/308

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

częli się poważnie zajmować gospodarstwem. A ja kiedyś posądzałam Tadeusza, że nie posiada ani odrobiny przedsiębiorczości. Widocznie wszystko się u nich zmieniło na lepsze, skoro mogli sobie sprawić takie piękne meble. Ogromnie jestem zadowolona ze względu na Hankę.
Burza powoli mijała, lecz deszcz padał coraz większy. O jedenastej Rilla doszła do wniosku, że nikt już do domu nie wróci. Jaś dawno już zasnął na kanapie, zaniosła go więc na górę do sypialni i położyła do łóżka. Potem rozebrała się, włożyła nocną koszulę, którą znalazła w nocnym stoliku i wsunęła się z uczuciem zadowolenia pod przesiąkniętą zapachem lawendy kołdrę. Była tak zmęczona swojemi przygodami, że zasnęła natychmiast.
Spała do ósmej rano następnego ranka i obudziła się z dziwnem jakiemś uczuciem. Usłyszała nad sobą nieprzyjemny basowy głos:
— Hej tam, dość już tego spania. Co to wszystko ma znaczyć?
Rilla otworzyła oczy. Nigdy jeszcze w życiu nie budziła się z takiem uczuciem. W pokoju dostrzegła trzy osoby, jedną z nich był mężczyzna, którego dotychczas nigdy nie widziała. Mężczyzna był bardzo wysoki i miał długą czarną brodę, a w oczach wyraz gniewu. Obok niego stała kobieta, wysoka, szczupła, o czarnych włosach, na których sterczał jakiś śmieszny kapelusz. Była jeszcze bardziej zagniewana i zdziwiona od owego mężczyzny. W drzwiach stała druga kobieta, drobna staruszka, która musiała mieć lat najmniej osiemdziesiąt. Mimo