Strona:Lucy Maud Montgomery - Rilla ze Złotego Brzegu.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Pismo Święte mówi, że powinniśmy kochać naszych wrogów, Zuzanno, — wtrącił doktór uroczyście.
— Tak, naszych wrogów, ale nie wrogów króla Jerzego, panie doktorze, — odparła Zuzanna rezolutnie. Była tak zadowolona z siebie, że nawet uśmiechała się, wycierając szklanki. Do tej chwili Zuzanna nie myślała nawet o umyciu szklanek, bo musiała przedtem odczytać komunikaty wojenne. — Czy może mi pani powiedzieć, panno Oliver, jak się wymawia Mława, Bzura i Przemyśl?
— Są to wyrazy, których nikt u nas wymówić prawidłowo nie potrafi, Zuzanno. Ja także tylko zgaduję.
— Mojem zdaniem te cudzoziemskie wyrazy stanowczo nie mają sensu, — orzekła Zuzanna z niechęcią.
— Mam wrażenie, że Austriacy, Rosjanie i Polacy twierdzą tak samo o nazwach angielskich, — uśmiechnęła się panna Oliver. — Ale Serbowie doskonale się spisali. Zaatakowali Belgrad.
— I wysłali Austrjaków na grzybki, — dorzuciła Zuzanna, zabierając się do studiowania mapy Wschodniej Europy. — Jeszcze niedawno kuzynka Zofja uważała, że Serbja nic nie zdoła zrobić. Powiedziałam jej wówczas, że należy tylko wierzyć w przeznaczenie. Podobno bitwy tamtejsze były okropne. Chociaż to są cudzoziemcy, ale przykro jest pomyśleć o tylu zabitych ludziach, pani doktorowo.
W tym samym czasie Rilla na górze dawała upust swym uczuciom, spisując swój pamiętnik