Przejdź do zawartości

Strona:Lucjan Siemieński-Portrety literackie tom 2.djvu/245

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Bóg, co z zamętu świat wywiódł, sam jeden tyle sprzeczności zharmoniować zdoła. My mu tylko psujem wszystko, lecz on zawsze wywiedzie z tego ład, jaki sobie zamierzył. Kiedy? jak? to nie nasza rzecz wiedzieć. Były takie chwile i w Rzymie i w średnich wiekach, a przecież świat wylazł ze swego błota w sposób nieprzewidziany w czasach chaosu.“
Tę spójność i ufność w ułożenie się zwichrzonych rewolucyami stosunków, dawała mu mocna wiara, głębokie przekonanie religijne. Horacyuszowski impavidus obojętnie depcze po ruinach; chrześciański poeta radby mieć lutnię Amfiona, żeby na dźwięk jéj powstały głazy i nowe z nich życie wytrysło. Jedna myśl, jedna harmonia przenikająca różne strony i objawy życia, robi tak wdzięczną, tak sympatyczną postać wielkopolskiego wieszcza, że tylko potrzeba tak zawichrzonych pojęć i czasów jak nasze, aby bez wielkiego rozgłosu minęła. W części może i sam temu był winien, że go tak nie znano, jak znanym być zasługiwał; polubiwszy ciszę, w ciszy pracował, czynił bez rozgłosu, co nie przeszkadzało dobremu ziarnu, które sypał na bliską rolę, wschodzić i zdrowo i silnie na pożytek ojczyzny. Widzieliśmy