Przejdź do zawartości

Strona:Lucjan Siemieński-Portrety literackie tom 2.djvu/239

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pliwości i zręczności nawet, lecz czemuż i tych niedostawać by ci miało? Skorym zawsze byłeś do poświęcenia siebie, gorącym w sprawach kraju i religii; nie cofaj więc nogi, rzuć się w nowy zawód, przyjm, ruszaj do Berlina i uciesz starego stryja, który cię zawsze kochał i cenił i więcéj w tobie widział, niż ty sam w sobie. Wczoraj z twoim teściem mówiłem; niewątpi, że przyjmiesz. Pozwól mi pewność jego podzielać.“
W liście o parę lat późniejszym znowu pisze do tegoż w téj materyi, dołączając uwagi swoje z powodu wojny na wschodzie:
„Zdolności, wybór obywateli, potrzeba szerszego życia, powołały cię do Berlina, gdzie tak godnie z obowiązku twego się uiszczasz, a umiesz zarazem żyć sercem i duszą w kole domowém, gdzie, jak to mój Manfred powiada:
kłócą się wzniosłe myśli z niskiemi potrzeby.
boć do tylu klęsk domowych dołożono ci w całéj pełności i tegoroczną, a ty znosisz to, przyjmujesz z pokorą, nie opuszczasz rąk, działasz. Pamiętasz na to, najbardziéj chrześciańskie przysłowie: Aide-toi, le ciel t’aidera, w którém jest zarazem i wiara i czyn. Niechże ci Bóg tak błogosławi, jak ja ośmielam się błogosławić, błogosławi