Przejdź do zawartości

Strona:Lucjan Siemieński-Portrety literackie tom 2.djvu/091

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

działy żałobę, gorliwy prezes posunął ją do ostateczności.
„Co téż powiesz na to — pisze Morowski — że nasz prezes w swoim pokoju czarne firanki podawał; krepą czarną osłonił żerandole, obrazy, a nawet gwiazdę pod krepą nosi, wreszcie profitki do świec są z czarnego papieru. Żeby mu téż kto o tém napisał. Ale zaklinam cię nie pokazuj tego listu, zwłaszcza Koseckiemu, bo i tak już narzeka, że z niego obaj tylko szydzimy.“
Można sobie wystawić, w jaki ruch wprawiał takiego służbistego prezesa, przejazd któréj z wysokich figur, jak namiestnika lub Wiel. księcia. O okolicznościach takiego przejazdu mówi list niniejszy:
„Jeździłem wczoraj o dwie mile z tąd. Cóż to za błoto na drodze lewartowskiéj! a przecież w tym błocie, jak w bajce Niemcewicza będą się wyścigać nasze figury, która z nich pierwéj do mety próżności dobiegnie. Niech lecą! my wolnym krokiem i starą, klasyczną, cnotliwych ojców drogą postępujmy. Wystawiam sobie prezesa, jak zadyszany, czerwony; z błotem na wąsach, z zawalaną gwiazdą, wleci