Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 01.djvu/149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

że wie więcej o tej sprawie, niżby się kto tego spodziewał, a szczególnie więcej od księcia Bazylego.
— Dodam jeszcze jeden szczegół: list został napisany, ale nie był dotąd wysłanym. Car jednak wie o nim. Idzie teraz głównie o to, żeby dowiedzieć się na pewno czy list istnieje w papierach hrabiego, czy też został zniszczonym?... Wtedy... gdy już będzie po wszystkiemu — (westchnął ciężko, podkreślając niejako znaczenie słów „po wszystkiemu“) — znajdą listy razem z testamentem, oddadzą carowi, ten uwzględni ostatnią proźbę zmarłego i Piotr odziedziczy po hrabi „urzędownie“ cały majątek!
— A nasza część? — spytała księżniczka szydersko, jakby nie podzielała wcale bojaźni i przewidywań pesymistycznych swojego kuzyna.
— Ależ to jasne jak słońce w południe, kochana Katynko! On zabierze wszystko, dla was zaś nie zostawi ani jednej kopiejki!... Tybyś o tem najlepiej wiedzieć powinna... Czy zniszczył testament wraz z listem? Jeżeli tego hrabia nie uczynił, gdzie mogą znajdować się te dokumenta? W takim razie trzebaby je zabrać zawczasu, ponieważ...
— Tegoby tylko brakowało! — przerwała mu, tym samym tonem zimnym i na pozór niewzruszonym. — Jestem tylko kobietą, według ciebie, kuzynie, głupią gęsią, jak my wszystkie. Tyle wiem jednak, że syn naturalny „un batard!“ — dodała po francusku, jakby ten wyraz, w tym języku wymówiony, pobijał zwycięzko wszelkie argumenta przeciwnika. — Otóż un batard! powtórzyła z naciskiem, nie może po nikim dziedziczyć!