Przejdź do zawartości

Strona:Lew Tołstoj - Chodźcie w światłości.djvu/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

z rozkazem moim wykonane było. A nie będzie gotowe, — głowę ci odsiecz każę.
Zasmucił się jeszcze więcej Emeljan, przyszedł do żony ponury.
— Co, — mówi żona, — zasmuciłeś się, czyż coś nowego król ci rozkazał?
Opowiedział jej Emeljan.
— Trzeba, — mówi, — uciekać.
A żona mówi:
— Nie uciekniesz przed żołnierzami, wszędzie złapią. Trzeba się słuchać.
— Lecz jakżeż się słuchać?
— Eh... mężulku, — rzecze, — o nic się nie martw. Zjedz kolację i kładź się spać. A wstań wcześnie, wszystko na czas będzie.
Położył się Emeljan spać. O świcie obudziła go żona.
— Idź, — mówi, — do pałacu, wszystko gotowe. Tylko przy przystani, naprzeciwko pałacu, pozostał mały pagórek; weź łopatę, zrównaj go.
Poszedł Emeljan; przychodzi do miasta; wokoło pałacu rzeka, okręty pływają.
Podszedł Emeljan do przystani naprzeciwko pałacu, widzi — miejsce nierówne, zaczął je równać.
Obudził się król, widzi — rzeka, gdzie jej nie było; po rzece okręty pływają, i Emeljan pagórek łopatą równa. Przeraził się król; i niezadowolony jest z rzeki i z okrętów, i przykro mu, że nie może Emeljana stracić. Myśli sobie: niema takiego zadania, żeby on go nie zrobił. Co teraz robić?