Strona:Lew Tołstoj - Śmierć Ivana Iljicza.djvu/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ XII.

Krzyk ten nie umilkł już do końca: trwał trzy dni. A był tak okropny, że w trzecim pokoju przy drzwiach zamkniętych niepodobna było słuchać go bez przerażenia.
W chwili, gdy raz ostatni odpowiadał żonie, zrozumiał nagle, że wszystko skończyło się bezpowrotnie, że nadeszła ostatnia godzina, a jego wątpliwości dotąd nierozwiązane, pozostaną na zawsze nierozstrzygniętemi.
— U! u! u! — krzyczał strasznym głosem, nie ustając na chwilę, nie znając wypoczynku.
Czas przestał istnieć dla niego, dni i godziny mijały nieświadomie, pozostało tylko cierpienie, męka... Nawpół przytomny przez całe trzy dni mocował się i walczył z czarnym worem, do którego wsunąć go usiłowały tajemnicze, potężne siły. Bronił się, jak ofiara w ręku kata, wiedząc, że niéma dla niego ratunku, i czuł, że z każdą minutą zbliża się do strasznego celu, który go zgrozą przejmował. Wiedział, że przyczyną téj męki i walki, która go wyczerpywała, było przekonanie dobrze spędzonego życia. Przekonanie to nie pozwalało mu przebyć czarnego otworu, przez który przesunąć go usiłowały tajemnicze potęgi. Czepiało się go ono całą siłą, zatrzymując po téj stronie i męcząc walką nadludzką.
Nagle uczuł gwałtowne uderzenie w bok, w piersi, zatamowało mu oddech — i przesunął się przez czarny otwór... W głębi otchłani błysnęło wątłe światełko.
— „Tak, wszystko było złem — pomyślał, — wszystko... Ale to nic... Może się jeszcze zmienić... Co? Jak? —“ zapytał i uspokoił się nagle.
Było to przy końcu dnia trzeciego, na godzinę przed śmiercią.