Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom III.djvu/302

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

żeli nie zastanie odpowiedzi, zatrzymała jednego z tragarzy i zapytała, czy niema na stacyi człowieka z listem od hrabiego Wrońskiego.
— Hrabia Wroński? Przed chwilą byli tu ludzie od niego, przyjeżdżali po księżnę Sorokinę z córką. A jak stangret wygląda?
Anna nie skończyła jeszcze rozmawiać z tragarzem, gdy rumiany i wesoły zawsze Michał, w niebieskim odświętnym kubraku, z łańcuszkiem od zegarka, dumny widocznie z tego, że tak dobrze spełnił polecenie, podszedł do niej i podał jej list. Anna rozpieczętowała go i, zanim zdążyła jeszcze przeczytać, uczuła jak serce jej się ścisnęło. „Żałuję bardzo, że kartka nie zastała mnie. Będę o dziesiątej“ — niedbale odpisał Wroński.
„Tak!... spodziewałam się tego!“ — rzekła do siebie ze złym uśmiechem.
— Dobrze, możesz wracać do domu — zwróciła się cicho do Michała. Mówiła cicho, gdyż przyspieszone bicie serca przeszkadzało jej oddychać. — „Nie, ja nie pozwolę dręczyć siebie“ — pomyślała, zwracając się z pogróżką nie do niego, nie do siebie, a do tego kogoś, kto zmusza ją cierpieć, i poszła wzdłuż peronu.
Dwie przechadzające się służące odwróciły głowy, przypatrując się jej i robiąc na cały głos uwagi nad jej toaletą: „prawdziwe“, wydały opinię o koronkach, jakie Anna miała na sobie. Młodzi ludzie, ci sami, których widziała już w Moskwie, nie dawali jej spokoju; znowu zaglądali jej w twarz i, opowiadając coś na cały głos, przeszli koło niej. Zawiadowca stacyi, mijając ją, zapytał, czy jedzie dalej; chłopiec, sprzedający kwas, nie spuszczał z niej oka. „Boże mój, Boże!... dokąd ja mam się udać?“, myślała, idąc peronem, na końcu którego zatrzymała się. Jakieś damy z dziećmi śmiały się i rozmawiały głośno ze znajomym sobie, przypadkowo spotkanym panem w okularach, zamilkły jednak, gdy Anna zrównała się z niemi i poczęły przyglądać się jej bacznie;