Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom II.djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Dadzą mu inne potrzeby...
— Tego właśnie nie rozumiałem nigdy — z zapałem przerwał Lewin — w jaki sposób szkoły mają dopomódz ludowi do osiągnięcia pomyślności pod względem materyalnym? Pan powiada, że szkoły i oświata dadzą mu nowe potrzeby... tem gorzej, gdyż lud nie będzie w stanie uczynić im zadość. W jaki sposób znajomość dodawania, odejmowania i katechizmu dopomoże mu do polepszenia materyalnego stanu, tego nigdy nie mogłem zrozumieć! Pozawczoraj wieczorem spotkałem babę z dzieckiem przy piersiach i pytam ją, dokąd idzie? a ona odpowiada: „chodziłam do znachorki, chłopak dostał krost, prosiłam ją więc, aby poradziła co na to?“ Zapytałem babę, jak znachorka leczy krosty? „Zamyka dziecko w kurniku i zamawia chorobę“...
— Widzi więc pan, że pan sam to uznaje! Aby znachorka nie wsadzała dzieciaka chorego na krosty do kurnika, należy... — uśmiechając się wesoło, zauważył Świażski.
— Ależ nie — przerwał Lewin — takie leczenie chorego dziecka jest mojem zdaniem podobnem do leczenia ludu szkołami. Naród jest ubogim i ciemnym; widzimy to równie dobrze jak i baba krosty, gdyż dzieciak jest niemi pokryty; dlaczego jednak na tę chorobę ciemnoty i ubóstwa mają pomóc szkoły, jest to doprawdy równie trudnem do zrozumienia, jak mniemanie, że kury mogą wyleczyć z krost. Przedewszystkiem należy zwalczać przyczynę ubóstwa ludu.
— Bogu dzięki, że przynajmniej pod tym względem poglądy pańskie godzą się z poglądami Spencera, którego pan tak nie lubi; on twierdzi również, że oświata może być tylko wynikiem ogromnego dobrobytu i pewnego komfortu oraz częstego mycia się, a nie umiejętności czytania i rachowania...
— Bardzo mi przyjemnie, owszem bardzo mi przykro, że zgadzam się ze Spencerem, tylko że ja wiem już o tem wszystkiem od „dawna. Szkoły nic nie pomogą, a pomoże tylko taki ekonomiczny ustrój, przy istnieniu którego lud