Strona:Leo Belmont - Jej pierwsza noc miłości.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   14   —

A jakby teraz dopiero ją zobaczył...
Rozpuszczone czarne włosy obrzuciły jej twarz gorejącą. Spływały po pięknie toczonych nagich ramionach. Nie zdążyła się ubrać. Przyodziała tylko spódnicę. Nogi jej były bose. Koszula opadała z ramion. I refleks lampy igrał na pełnej dziewiczej piersi. Biło od niej ciepło łóżka i młodego ciała. Twarz, ożywiona uczuciem, skąpana we łzach radości — nabrała wyrazu niezwykłego piękna. Cała postać tchnęła bujnością zdrowia.
Dreszcz zachwytu niespodzianego przeszył mu serce. Jej pocałunki miały w sobie żar pieszczoty. Gorąca fala życia biegła od niej, rozpływała się w jego sercu, sięgała do mózgów.
— Zuziu, jaka ty jesteś ładna!...
I pomyślał: „Prawdziwa wiejska Wenera!“...
Oblał ją gęsty rumieniec — sięgając pleców...
— Ach, co Pan mówi!... Ja — nieubrana...
I osłaniając piersi rękoma, zawstydzona, zrywała się z kolan...
Nie pozwolił. Przyciągnął ją do siebie. Patrzył na nią:
— Jaka ty jesteś ładna!... — powtarzał.
— Albo to Pan mnie nigdy nie widział?...
— Nigdy! — odrzekł z przekonaniem...
Majaczyła mu w głowie wiotka i blada postać, która zasłoniła przed nim na długo wszystkie inne kobiece uroki.
Przenikał go żrący wstyd. Czuł, że dzieje się z nim coś haniebnego. Oto był pierwszy moment od śmierci tamtej, gdy nie czuł ostrza bólu. Pierwszy odruch wskrzesającej miłości życia...
Oczy jego paliły się, wpatrzone pożądliwie w pełną pierś dziewiczą.
Położył ręce mocno na jej ramionach nagich. Oczy