Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1924).djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   124   —

Zachowanie się prefekta policyi nie usprawiedliwiało najdrobniejszej hypotezy co do jego ukrytej myśli. Zaproponował don Luisowi Perennie pakt, do którego sprawiedliwośś dość często zmuszona jest uciekać się dla osiągnięcia celu. Pakt został zawarty. W tej kwestyi nie powiedziano już ani słowa więcej.
— Czy nie potrzebuje pan odemnie jakich wyjaśnień? — zagadnął prefekt.
— Owszem, panie prefekcie. Dzienniki wspomniały o notatniku, znalezionym w kieszeni nieszczęsnego Verota. Otóż czy notatnik ten zawiera jakie wskazówki?
— Żadnych. Są to zapiski osobiste, notatki upamiętniające dochody i wydatki, a poza tem nic więcej. Ach, zapomniałem! Ponadto znaleziono w kieszeni fotografię jakiejś kobiety... fotografię, co do której nie mogłem zdobyć jeszcze żadnych informacyi... Nie przypuszczam jednak, aby miała ona związek ze sprawą. Proszę, oto jest fotografia, o której mówię.
Perenna wziął w rękę podany sobie karton i... zadrżał, co nie uszło uwagi prefekta.
— Czy pan zna tę damę?
— Nie... nie, panie prefekcie! Przypuszczałem... ale nie... to proste podobieństwo... być może, że podobieństwo rodzinne, co zresztą sprawdzę, jeżeli zechce pan pozostawić mi tę fotografię.
— Chętnie, aż do dzisiejszego wieczoru. Odda ją pan brygadyerowi Mazeroux, któremu zresztą poleciłem być w kontakcie z panem we wszystkiem, co dotyczy sprawy Morningtona.
Tym razem konferencya była skończona. Prefekt wyszedł, odprowadzany przez Perennę aż do bramy.
Znalazłszy się jednak na progu, pan Desmalions odwrócił się jeszcze i rzekł:
— Pan uratowałeś mnie dzisiaj życie. Gdyby nie pan, to ten bandyta Sauverand...
— Ah, panie prefekcie! — protestował don Luis.
— Tak, wiem o tem, są to rzeczy, do których pan już przywykłeś. Mimo to jednak bądź łaskaw przyjąć moje podziękowanie.
I prefekt ukłonił się tak, jak gdyby miał istotnie