Przejdź do zawartości

Strona:Leblanc - Posłannictwo z planety Wenus.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I zawsze oczy kobiece stanowiły punkt, skupiający wszystkie promienie, zawsze one czarne lub błękitne gwiazdy zamykały w sobie tajemnicę niezgłębionej rozkoszy. W tych oczach lśniły łzy, jaśniały uśmiechy, migotała wesołość, przezierała rozpacz, płakała melancholia, wabił szał upojeń… Tyle tam było słodyczy, wdzięku, miłości, rozkosznej perfidyi, tyle niebezpiecznych czarów i ponęt kuszących… Z jakimż przecudnym pełnym niewysłowionej gracyi gestem podawały swoje wargi do pocałunku…
Ostatnich obrazów nie widziałem już, bo fala ludzka pchnęła mnie ku owej kobiecie w żałobie, której oblicze zakrywały krepowe welony.
Odrzuciła teraz w tył czarne zasłony. Zobaczyłem Beranżerę!
— Ty! ty!
Podniosła ku mnie swe promienne źrenice, otoczyła mi szyję ramionami i szepcząc słowa miłości podała mi usta.
Nie śmiałem jej pocałować, ale ona zaszemrała:
— Proszę cię… błagam…
Usta nasze spoiły się. Bez słów, bez wyjaśnień zrozumiałem, że to co mówił Massignac o swej córce, to były podłe insynuacye… Beranżera była steroryzowaną ofiarą dwóch bandytów, ale nie przestała mnie nigdy kochać....

——o——
Rozdział VII.
Wizye męki Zbawiciela.

Następny seans poprzedziły dwie ważne notatki w dziennikach wieczornych. Pewna grupa finansistów zaproponowała Teodorowi Massignacowi za sekret Noela Dorgeroux i prawo eksploatacyi amfiteatru dziesięć milionów. Nazajutrz Massignac miał dać decydującą odpowiedź.