Przejdź do zawartości

Strona:Leblanc - Posłannictwo z planety Wenus.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Drzwi były zamknięte i obstawione policyą, więc nie mógł wejść!… Ale o trzeciej godzinie przybył urzędnik Prefektury, zaopatrzony w pełnomocnictwo do rokowań…
Massignac postawił swe warunki. Zażądał stanowczo oddania w jego bezwzględne władanie amfiteatru, który miałby być strzeżony przez agentów policyjnych i w przerwach pomiędzy seansami zamknięty dla wszystkich prócz niego samego. Żaden z widzów nie może przynieść ze sobą ani aparatu fotograficznego ani jakiegokolwiek optycznego instrumentu.
Przyjęto jego żądania bez zastrzeżeń. Władza państwowa i opinia publiczna skapitulowały przed bezczelnością człowieka, który sam jeden miał moc wywołania cudownych wizyi i nawiązania stosunków z planetą Wenus. Tego rodzaju postępowanie wskazuje na to jak poważnie traktowano hypotezę Benjamina Prevotella.
W głębi serca jednak każdy żywił nadzieję, że nadejdzie chwila odwetu, kiedy cudowna tajemnica stanie się powszechną własnością a Massignac niepotrzebnym.
Czuł on to dobrze, to też z całym cynizmem wydał następujący cyrkularz: „Ostrzega się publiczność, że w razie jakiegokolwiek zamachu na dyrekcyę amfiteatru, ekran będzie natychmiast zniszczony i wynalazek Noela Dorgeroux raz na zawsze unicestwiony.
— Co do mnie — to nie zdziwił mnie zbytnio powrót Massignaca, bo już poprzednio mówiło mi przeczucie, że łotr, który wisieć powinien, nie utonął!… Natomiast uderzyła mnie kolosalna zmiana w rysach jego twarzy i w całej postaci. Postarzał się najmniej o dziesięć lat, pochylił, przygarbił. Wieczysty uśmiech, który dawniej zdawał się być przyrośniętym do jego fizyognomii nie rozjaśniał twarzy wychudzonej, żółtej, niespokojnej. Skoro mnie zobaczył, chwycił za ramię i odciągnął na bok.
— A to mnie urządził!… Bandyta przeklęty!… Naprzód zbił mnie jak psa w ciemnym wilgotnym lochu!… Potem wrzucił mnie do wody,