Strona:L. M. Montgomery - Ania z Zielonego Wzgórza.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pęka z bólu. Będzie to zmartwienie całego mego życia. Czytałam pewnego razu o dziewczynce, która miała troskę przez całe życie, lecz nie o czerwone włosy. Przeciwnie, miała lśniące złote loki, opadające na alabastrowe czoło. Co to znaczy czoło z alabastru? Nigdy nie mogłam się dowiedzieć. Czy pan może mi to objaśnić?
— Nie, obawiam się, że nie potrafię — odrzekł Mateusz.
— No, w każdym razie musiało to być coś bardzo pięknego, bo była bosko piękna. Czy pan może sobie wyobrazić, jak się czuje ktoś, co jest bosko piękny?
— Nie, nie mogę — wyznawał Mateusz skromnie.
— Ja mogę. A gdyby panu kazali wybierać, jakim chciałby pan być, bosko pięknym, tryskającym zdrowiem, czy anielsko dobrym?
— Naprawdę... nie wiem dokładnie.
— Ja też nie wiem. Jestem w nieustannej niepewności! Ale mniejsza o to, bo ja przecież nigdy nie będę taką. A już najpewniej nie będę anielsko dobrą... Pani Spencer mówi, że... ach, panie Cutbert! Ach panie Cutbert, panie Cutbert!
Nie były to słowa pani Spencer. Dziewczynka nie wypadła też z kabrjoletu, ani Mateusz nie uczynił nic niezwykłego. Lecz poprostu skręcili z gościńca i wjechali w Aleję.
„Aleją“ nazywali mieszkańcy tych stron długą cztero- czy pięćsetjardową drogę, nad którą sklepiały się dwa rzędy wielkich, w tej chwili białem kwieciem osypanych jabłoni, przed wielu laty zasadzonych tu przez jakiegoś starego rolnika „dziwaka“. Jechali pod długiem sklepieniem śnieżnobiałego, pachnącego kwiecia. Panował pod niem łagodny półcień, daleko zaś w głębi lśniło fioletem i purpurą zabarwione wieczorne niebo, niby wielkie różowe okno świątyni.
Cudny ten widok chwilowo odjął mowę dziewczynce. Przechyliła się w tył siedzenia, chude rączyny splotła na