Strona:Kraszewski Kajetan - Ze wspomnień Kasztelanica.djvu/048

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czek«, skoczył w komin i schował się w rurę, nie mogąc się zaś stamtąd wydostać, przez uduszenie żywota dokonał.
Rezydent ostrożnie tą samą drogą dostał się szczęśliwie do domu i wchodził właśnie na dworskie podwórze, kiedy służba wazy na stół pański wnosiła. Wemknął się więc w ciżbę innych rezydentów i zarumieniony tylko nieco od pośpiesznego powrotu, do obiadu usiadł.
Matka moja po kawie zwykle odjeżdżała do siebie; sprawca tego boleśnego dla faworytów figla zadrżał trochę, gdy JW. pani do karocy siadała, uspokajał się jednak tem, że nikt w owej wyprawie współudziału nie brał, tajemnica przeto na zawsze pogrzebaną zostanie.
Stęskniona kilkogodzinnem niewidzeniem swych ulubieńców matka, gdy powracała, witała ich zwykle i pieściła tem więcej, że i one też cieszyły się z przybycia pani, gdyż obok karesów dostawały jakieś przysmaczki i jak skoro tylko kareta zajeżdżała przed dom, wskakiwały jedne przed drugiemi na okna i szczekaniem a skomleniem objawiały swą radość. Dziś jednak cisza panowała jak w grobie; matkę wchodzącą do pokoju zastanowiło to trochę, lecz sądziła zrazu, że faworyty nakarmione dobrze w błogim śnie spoczywają — a był właśnie upał nieznośny i jakoś się miało na deszcz — dopiero wszedłszy do głównej ich kwatery, zawołała: Mimi, Żola, Tinetka, Ami, Caro, pieski kochane cóż to, nie przywitacie swej pani? A na koty: Mruczek, Burek, kici, kici... lecz zrobił się rejwach,