Strona:Kraszewski Kajetan - Ze wspomnień Kasztelanica.djvu/040

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i rozpocząłem nowe życie, obznajamiając się ze zwyczajami na dworze rodziców.
Po odjeździe proboszcza w jaki tydzień może przyjechał mój dawny opiekun z raportem do swego dziedzica, a dowiedziawszy się całej historyi mojej ucieczki od Szczepana, który był wujem jego żony, a mojej pierwszej opiekunki, przywitawszy mnie, rozpłakał się poczciwiec jak bóbr, przyciskał do swoich piersi i obcałowawszy, polecił mnie Szczepanowi jako krewnemu w szczególniejszą opiekę; co ten mu najsolenniej przyrzekł.
Miałem więc w Szczepanie silnego protektora, a wiele to w owych czasach znaczyło, jak się w ciągu mego dalszego opowiadania okaże. Tu dodać muszę (pisze Antoni), że w lat może czterdzieści później, kiedy mój ojciec (kasztelanic Wincenty) posiadał majątek Koneck, w sąsiedniej parafii proboszczem był sędziwy już, bo przeszło siedemdziesiąt letni kapłan, który ojcu owe trzy baty wsypał i na dobre mu one wyszły. Sędziwy ten proboszcz, jako najstarszy w dekanacie, zawsze był proszony na odpusty parafialne z celebrą. Mój ojciec, jako kolator, i piszący te słowa, znajdowaliśmy się nieraz na obiedzie u miejscowego proboszcza pośród grona księży i sąsiednich obywateli, a mój ojciec opowiadał całe to swoje młodocianego życia zdarzenie wśród ogólnego śmiechu i wesołości. Sędziwy staruszek był zawsze tem niezmiernie zakłopotany, utrzymując, że dał tylko dwa baty, a mój ojciec się z nim spierał, że trzy; ale to na jedno wychodziło.