Strona:Królewicz - żebrak wg Twaina.djvu/071

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Zastanów się proszę choć chwilę. Sam wydajesz nam prawa i chcesz by je wypełniano i szanowano. Jak więc sam możesz tych praw nie spełniać?
Król odrzekł:
— Masz racją. Nie powiem więcej ani słowa. Ja król pokażę, że trzeba prawo szanować!
Gdy przyprowadzono ich do sędziego, kobieta zeznała, że mały włóczęga ukradł jej węzełek. Nikogo w tej chwili, prócz niej, nie było na ulicy.
Gdy rozwiązano węzełek ujrzano w nim tłustego wypasionego wieprzaka. Sędzia posmutniał, Mayles pobladł jak płótno, wiedział bowiem dobrze, jaka kara chłopcu zagraża.
Sędzia myślał przez chwilę, wreszcie zapytał poszkodowaną:
— Na ile oceniasz tego wieprzka?
— Półtora rubla. Mówię tyle tylko, co mnie samą kosztuje.
Sędzia obrzucił wzrokiem po zebranych. Zawoławszy policjanta, zawołał:
— Wyprowadzić ich i zamknąć drzwi!
Tłum wyprowadzono ze sali. Pyzostali jedynie agenci, oskarżony, oskarżająca i Mayles.
Mayles zrozpaczony stał jak skamieniały. Krople zimnego potu występowały mu na twarz, spływając po twarzy.
Sędzia przemówił do kobiety:
— Oszczędź biednego chłopca. Głód doprowadził go do tego, co zrobił. Sama wiesz najlepiej, jakie to dziś czasy nastały dla ubogich. Spójrz na twarzyczkę chłopca. Nie wygląda na złodzieja. Wiesz jak surowe prawa istnieją u nas za kradzież. Kto skradnie rzecz droższą po nad rubla, powieszonym zostanie!
Edward posłyazswszy to, drgnął pomimowoli.