Strona:Królewicz - żebrak wg Twaina.djvu/049

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Cośkolwiek przypominam sobie, — rzekł Tom — przebyta jednak choroba uniemożliwia mi to. — Mów śmiało o co chodzi.
— Dwa dni temu Wasza Królewska Mość zrobiłeś trzy pomyłki w greckim, czy tak?
— Tttak... — odrzekł Tom zmięszany, a jednocześnie myślał sobie: — Gdybyś zadał mi lekcją greckiego, nie trzy, lecz sto błędów bym zrobił.
Przybyły mówił dalej.
— Rozgniewany nauczyciel postanowił skarcić mnie za ciebie!
Tom odrzekł ździwiony.
— Ciebie za mnie? — Odkąd że to ty masz cierpieć za moje błędy.
— Od chwili, gdyś został królem, a więc nie tykalnym, — odrzekł malec. — Więc za złą naukę, skrupia się odpowiedzialność na mnie. — To już takie moje przeznaczenie.
— Więc zostałeś już ukaranym?
— Dotąd, nie jeszcze. — Dziś odnieść mam karę. — Przyszłem prosić o stawiennictwo.
— Nie lękaj się! — zawołał Tom. — Nikt ciebie palcem ruszyć się nie ośmieli!
— O! dzięki, dzięki, panie mój, — wołał chłopczyna ze łzami.
Po chwili przyklęknął znowu.
— Czego jeszcze żądasz? — zapytał Tom.
— Zostałeś królem, odrzekł chłopczyna — przestaniesz się uczyć, a tem samem i mój obowiązek się skończy. — Ja wraz z memi siostrami sierotami pomrzemy z głodu! O nie wypędzaj mnie, błagam!
— Nie lękaj się, — rzekł Tom — obowiązek twój pozostanie raz na zawsze przy boku króla Anglii!