Strona:Królewicz - żebrak wg Twaina.djvu/037

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

giwali księciu i księżniczkom, stali po za nimi. Po wygłoszeniu modlitwy przez kapłana, Tom, objaśniony już poprzednio o tem co czynić mu wypada wstał, a za nim powstali wszyscy. Następnie podano Tomowi wielkie naczynie złote z winem. Napiwszy się zeń, oddał księżniczkom, kolej pijących, następnie poszła około stołu. Tak zaczęła się uczta.
O północy przybyli do sal przebrani lordowie i rycerze. Stoły usunięto. Rozpoczęły się tańce, które Tom obserwował ze swego miejsca.
Wtym czasie na ulicy tuż obok głównego podjazdu, stał tłum zebrany, a pośród niego obdarty książę Edward. Na głośne jego okrzyki, by wpuszczono go jako księcia Walii do pałacu, tłum wybuchał od czasu do czasu szalonym śmiechem. Oczy księcia nabiegły łzami. Podniósłszy dumnie głowę, rzekł:
— Powiadam wam ludzie, że to ja jestem prawdziwym księciem Walii. — Zostałem samotny, opuszczony przez wszystkich. Mimo to dam się porąbać za prawdę, a od tego co mówię, na jotę nie odstąpię! — Bardziej jeszcze krzyczeć zaczęto. Nagle jakiś bardzo wysoki człowiek zbliżył się do księcia. Cały strój jego był mocno nadniszczony, zarówno jak i pióro, które było złamane i wyskubane. Wyglądał na żołnierza.
— Podoba mi się dzielność twoja, i odwaga, mój chłopcze, — rzekł do księcia — będę cię bronił, jakem Mayles Gandon, rozmówię się z nimi!
— Co, i ten jeszcze będzie się tu wtrącał. — Patrzcie jaki wściekły — wołano — zabrać mu chłopca, rozumiecie! wołano.
Gdy ręce czyjeś chwytały księcia, żołnierz w jednej chwili wyciągnął szpadę z pochwy i w mgnieniu oka łotr, który śmiał się porwać na księcia, le-