Strona:Królewicz - żebrak wg Twaina.djvu/017

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niu? Brr! za podobne przywłaszczenie śmierć by mnie oczekiwała niechybnie.
Rozmyślając dalej, postanowił pójść szukać młodego Edwarda.
Drżąc ze strachu otworzył cicho drzwi do przedpokoju. W jednej chwili sześciu wygalonowanych lokajów i tyluż panów, poskoczyło do Toma, nizko, prawie że do kolan mu się kłaniając, czem przerażony Tom cofnął się prędko, zatrzaskując drzwi po za sobą.
— Szydzą sobie ze mnie widocznie! — pomyślał — jestem pewien, że pójdą i opowiedzą o mnie wszystko królewiczowi. Ach, po co ja tu wszedłem! Nie wiedział, co począć. W głowie mu szumiało. Serce uderzało w piersiach, jak u ptaka schwytanego w zasadzkę. Pot zimny wystąpił mu na czoło.
Nagle otwarły się podwoje, a paź wygłosił: „Lady Jenny Grey“.
Była to jedna z dam dworskich. Podszedłszy do Toma, zdumiona jego przestrachem, zatrzymała się, pytając niespokojnie:
— Co Waszej Książęcej Mości się stało?
— Ulituj się nademną — błagał Tom — jestem żebrakiem z Ofal-Cortu. Pozwól mi zobaczyć się z królewiczem. On taki dobry! Zwróć mi moje łachmanki i wypuść ztąd bez kary.
Tu padł na kolana, błagalnie wyciągnąwszy ręce. Oczy jego napełniły się łzami.
Dama stała przed nim oniemiała, przestraszona, wreszcie zawołała:
— Ach! książę Edwardzie. Jak można. Ty, syn królewski klęczysz przedemną. I uciekła.
Tom, owładniony rozpaczą, padł na posadzkę.
— Czyż nikt nademną się nie ulituje? — wołał ze łzami: — Przyjdą, pochwycą mnie, zamkną w więzieniu, a potem...