Przejdź do zawartości

Strona:Król Ryszard III (Shakespeare).djvu/040

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Tysiąca rozbić, jakobym tysiące
Widział ciał ludzkich, które ryby jadły;
Kotwice, bryły złota, stosy pereł,
Drogie kamienie, kosztowne klejnoty,
Porozrzucane zewsząd na dnie morza:
Niektóre tkwiły w czaszkach; w wydrążeniach,
Gdzie niegdyś oczy mieszkały, widziałem
Jakby na pośmiech błyszczące brylanty,
Co się wdzięczyły do podwodnych szlamów
I natrząsały z kości w krąg rozpierzłych.
Brakenbery. Jakieś mógł, mości książę, w chwili śmierci
Te tajemnice otchłani uważać?
Klarens. Nie wiem, jak się to działo, ale mogłem.
Nierazem ducha oddać usiłował,
Ale zawzięta fala wciąż go we mnie
Zatrzymywała i nic chciała puścić
Na wolne, pełne, otwarte powietrze;
Dusiła mi go w zaciśniętej piersi,
Która pękała prawie, chcąc go z siebie
W morze wyzionąć.
Brakenbery. Czyliżeś się, panie,
W tem pasowaniu z śmiercią nie przebudził?
Klarens. Nie: sen mój ciągnął się dalej po śmierci.
Wtedy, o, wtedy zwaliła się burza
Na duszę moją. Ów groźny przewodnik,
O którym tyle pisali poeci,
Przez smętną powódź przewiózł mnie do krain
Wiecznego mroku. Tam błędną mą duszę
Spotkał nasamprzód mój dostojny ojczym,
Sławnej pamięci Warwik, który gromkim
Rzekł głosem: »Jakąż każń za wiarołomstwo
Znajdzie w tem ciemnem państwie zdrajca Klarens?‹ 
I zniknął. Potem zjawił się przedemną
Inny duch, istny anioł, z jasnym włosem
Krwią obryzganym i krzyknął: »To Klarens,
Fałszywy, zmienny, wiarołomny Klarens,