Strona:Korczak-Bobo.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Poczekaj, dam ja ci za wczorajsze, — odgraża się Malinowski.
Malinowski jest dzisiaj dyżurnym. — Stasio przypomina sobie wczorajszą kłótnię, i niepokój wkrada mu się w serce. — Malinowski i tak jest świnia i lizuch, a teraz jeszcze...
Po drugim dzwonku ktoś gwizdnął.
— Przemyski, dlaczego gwiżdżesz? — ryczy na cały głos Malinowski, wiedząc, że pedel chodzi po korytarzu.
— Kłamiesz: to nie ja gwiżdżę, — broni się Stasio, choć wie, że jeśli dyżurny powie pedlowi, to napewno uwierzy dyżurnemu. Stasio czuje swoje położenie bez wyjścia, i bezsilny gniew w nim wzbiera.
W klasie ktoś gwizdnął po raz drugi.
— Znowu Przemyski? — wrzeszczy Malinowski i zapisuje Stasia na kartce.
Ale pedel nie słyszał; Stasio jest ocalony. Stasio pokaże temu świntuchowi, że go się nie boi.
— Masz, zapisuj sobie, i gwizdnął sam teraz.
I w progu ukazał się inspektor.
— Kto gwizdał?
— Przemyski, — i podaje kartkę.
— Zostaniesz na dwie godziny po lekcjach.